Po miesiącach głodu, chłodu przychodził dawniej na wsi czas, w którym żegnano zimę. Topiono marzannę – kukłę utożsamianą ze złem zimnej pory roku. Z marzanny odradzała się dziewanna, która jako zielony gaik symbolizowała wiosnę i nowe życie.
– Gdy młodzież wyniosła ze wsi uprzykrzoną marzannę, zwaną też morą lub śmiercichą, wyruszała w orszaku po wsi, tym razem niosąc gaik, zwany także maikiem lub lateczkiem. Była to duża sosnowa gałąź przystrojona wydmuszkami, bibułą i barwnymi wstążkami. Kolor zielony symbolizował odrodzenie się przyrody, kolor ozdób pokazywał kontrast pomiędzy martwą, achromatyczną zimą a barwną, kuszącą wiosną – opowiada etnolog dr Alicja Trukszyn.
Wynieśliśmy mór ze wsi
Latorośl niesiem do wsi
Nasz maik zielony
Pięknie przystrojony

Jak wyjaśnia etnolog, symboliczne palenie bądź też topienie marzanny, miało swoje uzasadnienie. Tworzona przez mieszkańców wsi kukła była ofiarą, a poświęcenie jej miało przegonić zimę i zapewnić ciepłą, rodzącą życie urodzajną wiosnę. Topienie marzanny, jakkolwiek dawało nadzieję na przyjście wiosny, wiązało się z wielkim ryzykiem, a mianowicie:
– dotknięcie pływającej marzanny groziło uschnięciem ręki;
– wracając z topienia demonicy oglądanie się za siebie wróżyło chorobę;
– potknięcie i upadek w drodze powrotnej zwiastowało śmierć w nadchodzącym roku.
– Dzisiaj podchodzimy do tego zwyczaju z uśmiechem, dawniej traktowano te wierzenia jako realne zagrożenie – mówi Alicja Trukszyn.
