Termin „Święto Zmarłych” pochodzi z czasów PRL, kiedy to 1 listopada był dniem wolnym od pracy, ale starano się nadać mu charakter świecki, nazywając go dniem Wszystkich Zmarłych bądź Świętem Zmarłych. Dzisiaj 1 listopada to Wszystkich Świętych, a 2 listopada obchodzimy Dzień Zaduszny lub Zaduszki. Na świętokrzyskiej wsi od wieków obchodzi się je w sposób szczególny.
– Uroczystość Wszystkich Świętych wywodzi się z czci oddawanej męczennikom, którzy swoje życie oddali za wiarę. Tradycja ma swoje korzenie już w IV wieku, kiedy zaczęto przenosić całe relikwie świętych na inne miejsca – mówi dr Alicja Trukszyn, kulturoznawca, etnolog, folklorysta i wielka orędowniczka oraz propagatorka historii i obrzędowości ziemi świętokrzyskiej.
Wszystkich Świętych jest świętem o ponad tysiącletniej tradycji. Powszechnie jednak panuje przekonanie, że uroczystość Wszystkich Świętych ma genezę nawet przedchrześcijańską. Niektórzy uczeni wiążą to święto z obrzędowością celtycką za sprawą rozpoczynania się roku kalendarzowego i obrzędowego Celtów właśnie w listopadzie. W roku 935 papież Jan IX ustanowił na 1 listopada osobne święto ku czci Wszystkich Świętych, które miało obowiązywać w całym Kościele.
W Dzień Zaduszny, popularnie zwany Zaduszkami, czcimy wspomnienie wszystkich zmarłych, a zatem tych, których dusze jeszcze przebywają w czyśćcu. Chociaż nie jest to dzień wolny, tego dnia również odwiedzamy groby swoich bliskich. 2 listopada odprawiane są modlitwy za dusze zmarłych. W Kościele katolickim odprawia się wtedy modlitwy w intencji zmarłych, którzy pokutują za grzechy. Zaduszki zostały uznane przez władze Kościoła katolickiego później niż dzień Wszystkich Świętych. Święto to zaczęło powszechnie obowiązywać w Kościele dopiero w XIII wieku. Zaduszki miały być alternatywą do pogańskich świąt zmarłych obchodzonych na przełomie października i listopada.
– Zaduszki to dzień poświęcony wszystkim zmarłym, a na kieleckiej wsi wierzono, że tego dnia dusze zmarłych schodzą na ziemię. Z tego przekonania narodziło się wiele zwyczajów, np. nie należało wylewać wieczorem wody, aby przypadkiem nie oblać dusz. 2 listopada otwierano na noc kościoły, aby dusze mogły do nich wejść i w spokoju odpocząć, a ludzie kładli się spać wcześniej, by im nie przeszkadzać. W ten dzień przygotowywano takie potrawy jak kutia, kapusta, jajecznica, mięso, kisiel czy pierogi z serem na słodko (dla duszyczek dzieci). Z każdej potrawy odkładano po łyżce dla głodnych dusz. Obiad tego dnia również był obfity, bo do początku XX wieku w Polsce (na naszych terenach także) istniał zwyczaj przygotowywania w dniu 31 października różnych potraw. Pieczono chleby, gotowano bób i kaszę, a na wschodzie kutię z miodem i wraz z wódką pozostawiano je na noc dla dusz zmarłych (prawosławni na grobach, katolicy na domowych stołach).
Wieczorem zostawiano uchylone drzwi wejściowe, aby dusze zmarłych mogły w swoje święto odwiedzić dawne mieszkania. Był to znak gościnności, pamięci i życzliwości, w zwyczaju było również nawoływanie zmarłych po imieniu. Wierzono, że dusze doświadczają głodu i pragnienia, potrzebują wypoczynku i bliskości krewnych. Obowiązkiem żywych było zaspokojenie tych pragnień, gdyż obrażone czy rozgniewane mogły straszyć, wyrządzić szkody, sprowadzić nieszczęście czy przedwczesną śmierć. Równo z nadejściem zmroku 31 października, przez dwa kolejne dni: 1 i 2 listopada, zabronione było klepanie masła, deptanie kapusty, maglowanie, przędzenie i tkanie, cięcie sieczki, wylewanie pomyj i spluwanie, aby nie rozgnieść, nie skaleczyć i nie znieważyć odwiedzającej dom duszy.
Szczególnie dbano w te dni o żebraków i przykościelnych dziadów, obficie ich karmiąc (ponieważ wierzono, że pod ich postacią mogła przybyć zmarła przed laty osoba). W zamian za jadło zobowiązani byli oni do modlitwy za dusze zmarłych. Nadmienić należy, że w 1779 roku uczty duchowne zostały jednak zakazane przez kościół – mówi dr Trukszyn.
Odwiedzając groby zmarłych, przynosimy im kwiaty i znicze jako dowód naszej pamięci o tych, którzy odeszli.
– Zapalanie ognia w miejscach pochówku ma wielowiekową tradycję. Wywodzi się z czasów przedchrześcijańskich, kiedy to odprawiano obrzęd dziadów, mający na celu przywołanie dusz zmarłych. Robiono to, aby ukoić ich cierpienia i zadbać o potrzeby. Wieki temu na groby przynoszono jedzenie i picie, by dusze mogły się posilić. Wspomniane zaś światło miało wskazać im drogę do domu i ogrzać je. Wraz z nadejściem chrześcijaństwa nie zaniechano palenia ognia na grobach zmarłych, ale zmieniła się symbolika tego obrzędu. W chrześcijaństwie ogień, który był potężną siłą, stał się symbolem Boga. Światło jest więc symbolem obecności Boga wśród nas, jest metaforą naszej wiary w życie wieczne.
W noc zaduszną, aż do świtu, na cmentarzach, rozstajach i w obejściach rozniecano ogniska, które wskazywały drogi błąkającym się duszom. Popularne było również palenie ognisk na mogiłach samobójców i ludzi zmarłych tragicznie, którzy zwykle byli grzebani za murem cmentarnym (w niepoświęconej ziemi). Chrust na te ogniska składano w ciągu całego roku (ten, kto przechodził obok, kładł obok grobu gałązkę i w ten sposób tworzył się stos do spalenia w noc zaduszną). Wierzono, że ogień palony na grobach samobójców ma moc oczyszczającą umarłych, daje również ochronę żywym przed złymi mocami, które mogły być obecne w takich miejscach.
Nauka Kościoła katolickiego nałożyła się na te wierzenia, nakazywano modlić się za zmarłych. Ludzie wierzyli, że modły i ofiary składane kapłanom w intencji dusz przebywających w czyśćcu miały skracać ich cierpienie i zapewniać im wieczny spokój. Zgodnie z tym nauczaniem, zmarli po odbyciu oczyszczającej pokuty mogli orędować za żywymi w ich ziemskim życiu i w godzinie śmierci – tłumaczy dr Alicja Trukszyn.
Ogień oznacza wieczność oraz światło życia, symbolizuje także radość i prawdę, ponieważ rozjaśnia mroki niewiedzy, niszczy kłamstwo i grzech.