Fotopułapki i nadajnika gps użył rolnik z gminy Poświętne (Podlaskie), by złapać złodzieja składowanych na polu zafoliowanych bel sianokiszonki. Na gorącym uczynku złapał mieszkańca wsi położonej kilka kilometrów dalej. Okazał się nim jeden z bohaterów popularnego serialu paradokumentalnego „Rolnicy. Podlasie”.
We wtorek Sąd Rejonowy w Białymstoku zajął się na posiedzeniu wnioskiem o dobrowolne poddanie się karze pięć tys. zł grzywny. Ponieważ jednak na taką karę nie zgodził się pokrzywdzony, sąd zdecydował o konieczności zwrotu akt sprawy prokuraturze, by ta albo uzgodniła inną karę, albo przesłała do sądu akt oskarżenia bez takiego wniosku.
Do kradzieży doszło we wsi Marynki, w podlaskiej gminie Poświętne. Rolnik, który tam dzierżawił grunt, zauważył że giną mu baloty z sianokiszonką składowane w tym miejscu. Pod koniec marca tego roku zainstalował w tym miejscu kamerę z czujnikiem ruchu, a w jednym z balotów umieścił nadajnik gps.
Pierwszego kwietnia czujnik zarejestrował ruch i przesłał dane na telefon komórkowy gospodarza. Ten z żoną i bratem zatrzymał na drodze mężczyznę, który ciągnikiem z przyczepą wiózł jedenaście balotów, ale twierdził że wiezie paszę z innej wsi. Że tak nie jest, potwierdził nadajnik gps, odnaleziony w ładunku już w obecności wezwanej na miejsce policji.
Zatrzymany ostatecznie w trakcie dochodzenia przyznał się do kradzieży, wartość skradzionej paszy oszacowano na 2,8 tys. zł. Podejrzanym okazał się rolnik, który brał udział w nagraniach do telewizyjnego serialu „Rolnicy. Podlasie”, który prezentuje pracę i życie grupy mieszkańców wsi w województwie podlaskim.
Prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia z wnioskiem o wydanie wyroku skazującego bez przeprowadzania rozprawy i pięć tys. zł grzywny. Śledczy uznali, że okoliczności przestępstwa – wobec dowodów takich jak zapisy z kamery – nie budzą wątpliwości. Oskarżony był we wtorek w białostockim sądzie rejonowym, ale ostatecznie nie wszedł na salę, gdzie sąd na posiedzeniu zajmował się wnioskiem. Na posiedzeniu był za to poszkodowany rolnik, który sprzeciwił się wnioskowi.
Jak powiedział potem dziennikarzom, baloty ginęły mu już od stycznia (ocenia, że łącznie nawet sto sztuk) i podejrzewa o kradzież tę samą osobę. Przyznał, że wtedy jeszcze nie zawiadamiał policji spodziewając się, że może nie zechcieć zająć się sprawą, więc postanowił „wziąć sprawy w swoje ręce”. Jak mówił, jedna taka zafoliowana bela sianokiszonki kosztuje – w zależności od urodzaju w danym roku – od 100 do 250 zł.