Ryszard Biskup przygląda się twórczości ludowej. Stara się odkryć co też muza podpowiada ludowym twórcom. Dzisiaj pod lupą redaktora „A jak jo se zaśpiewom” w wykonaniu Ewy Kot z kapelą Zygmunta Kowalczyka z Bartoszowin.
Oskar Kolberg kieleckiej rozgłośni, niezapomniany redaktor Piotr Gan, gdy piechotą wędrował z magnetofonem na plecach przez kieleckie wioski w latach pięćdziesiątych, gdyby trafił na kapelę Kowalczyków z Bartoszowin pod Nową Słupią, to przyklasnął by z radości. Z zachwytu, ma się rozumieć nad otwartym na oścież wiekiem skrzyni z folklorem. Bo w jednej przyśpiewce znalazł by akurat wszystko: swojskie nuty, prosty tekst, pochwałę codzienności i radość z ludowego grania i śpiewania. Piskliwy głos solistki, rytm nadany przez stukot bębnisty i akordy harmonii „Weltmeister”.
Synteza wszystkiego co dobre, najlepsze, najpiękniejsze, nasze kieleckie!!! Bum cyk, cyk, cyk, bum cyk, cyk tłukące z uderzanego drutem metalowego talerza. Jak wtedy, gdy przed laty zdarzyło mi się zastąpić niedysponowanego muzykanta na wiejskim weselu pod Bodzentynem. Józek Gąsior, szef kapeli, usadził mnie był albowiem na taborecie, wsadził do jednej ręki pałę do tłuczenia w bęben a do drugiej zardzewiałą szprychę z koła od roweru i krótko poinstruował: przy walczyku dwa razy drutem, raz pałą, przy innych kawałkach na odwrót. Ucho mam drewniane, na żadnym instrumencie nigdy ani wcześniej ani później nie grałem. Z zadania wywiązałem się jednak jak trza, co wspominam ze zrozumiałą satysfakcją i rozrzewnieniem. Otrzymałem nawet za debiutancki występ stosowne wyrazy uznania, o honorarium za udany występ nie wspominając.
Solistka kapeli z Bartoszowin przyznaje bez fałszywego wstydu i skromności, że jak ona zaśpiewa to naród stoi z rozdziawianą gębą i nie robi nic innego tylko z podziwem słucha. Nie tylko słów rozsypanych jak krople rosy po ściernisku, jak rzucone perły poezji ludowej, ale z szacunkiem i zrozumieniem głębokiego znaczenia ułożonego gdzieś na przyzbie chałupy tekstu. Niechby tylko publiczność spróbowała mruknąć – nie. Niechby tylko odwróciła się od znających swój fach muzykantów! Nie ma mowy, muzyka, którą kapela szczodrze obdarza słuchaczy jest przecież niczym haust tlenu, jak świeże powietrze, oddech ulgi po każdym dniu. Co pani Ewa kwituje pointą wszystko wprost objaśniającą: ja se zaśpiwom, ludzie biją brawa.
Muzyka frunie nad wioską, leci po chałupach, idzie gdzie jej się podoba, przycupnie przy psiej budzie, zakręci po rędzinach, pogna miedzami w szeroki świat. Bo przecież wszyscy w całej gminie i chyba nawet w powiecie wszyscy wiedzą doskonale: Kowalczyki to som, mili moi słuchacze, nasze, miejscowe, serdeczne ludzie!!!
POSŁUCHAJ FELIETONU RYSZARDA BISKUPA:
„A jak jo se zaśpiewom” – wyk. Ewa Kot z kapelą Zygmunta Kowalczyka z Bartoszowin
Da, jak jo se zaśpiewom , głos na wszystkie strony, a bo moje śpiewanie to we krwi wrodzone
Da jak jo se zaśpiewom, przygrywa muzyka, a bo to nagrywanie to u Kowalcyka
Da, to na Bartoszowiny do Chotowa pódzie, bo państwo Kowalcyki to serdeczne ludzie!
Da jak jo se zaśpiewom a ludzie słuchają, a siedzo tutej we dwóch bardzo pieknie grajom
Jak jo se zaśpiewom ojze ino dyny, a spiewojo i grajo wieś Bartoszowiny
Da śpiewajo i grajo brawa im nie bijo, a bo gra na skrzypeczkach i tu harmoniją