Ryszard Biskup przygląda się twórczości ludowej. Stara się odkryć co też muza podpowiada ludowym twórcom. Dzisiaj pod lupą redaktora „Czerwone jagody”.
Tęsknota i ból bywają młodym dziewczynom przypisane jak dwie połówki jednego jabłka. Kłopot i rozterka, niepewność i boża wola. Co z tego, że panienka piękna jak malowanie, dorodna jak łania, śliczna jak odpustowy obrazek, urocza niczym wschodzące rano słoneczko, jak ludzie swoje lepiej wiedzą. Ładna i powabna? A gdzie tam znowu, szkarada! I co tu robić, jak odmienić los, jak żyć? Jaką drogą udać się przed siebie w szeroki świat w poszukiwaniu szczęścia? No, gdzie podziać, gdzie obrócić, jak odszukać tego jednego, wymarzonego, swojego? Niekoniecznie bogatego, z morgami i hektarami, ale urodnego i przez rodziców ułożonego jak należy.
W wiejskim katalogu zalotników dwa elementy podkreślane są szczególnie często przez, co stają się szczytem marzeń. Otóż zalotnik nie musi być zaraz bogaty – co by już od początku gwarantowało materialny dobrobyt, ale ma nie pić i nie bić. Bo taki los na loterii to najgorsza premia jaka może się przytrafić. Panna ma być piękna jak łania, chłopak za to abstynent i broń boże nie damski bokser. Podobno takie stadła się gdzieś tam zawiązują, ale to chyba tylko opowieści, głupkowate bajki bez pokrycia. Bo jak popatrzeć dookoła, po sąsiadach i znajomych, to wszędzie jest jednakowo i podobnie. Czyli klops z nieomaszczoną kapustą!
Z losem jeszcze nikt nie wygrał, więc z fatum przychodzi się pogodzić. Zacisnąć zęby i lamentować w niebogłosy, chlipać w rękaw koszuliny, głowę pokornie do podłogi opuścić. No bo co można zrobić, jak nic nie można? Jak wszystko, mimo podejmowanych wysiłków, mimo marzeń zawsze jest identyczne. Bieda od której nikt nie ucieknie.
POSŁUCHAJ FELIETONU RYSZARDA BISKUPA:
„Czerwone jagody”
Czerwone jagody spadajom do wody,
Powiadają ludzie, że nie mom urody.
Urodo, urodo, żebym ja cię miała,
Dostałabym chłopca, jakiego bym chciała.
Choć urody ni mom, ale czyste serce,
Za pana nie pójdę, byle kogo nie chce.
Za pana nie pójdę, pana nie szanuje,
Niechże mnie byle kto w rączkę nie całuję.
Od samej fasady jarzębinę sadzą,
Jeszczem nie urosła już się o mnie wadzą.
Nie wadźta się chłopcy, dla Boga świntego,
Nie wyjdem za kilku tylko za jednego.
Czerwone jagody spadajom do wody,
Powiadajom ludzie, że ni mom urody.
Urodo urodo, gdybym ja cię miała,
Dostałabym chłopca, jakiego bym chciała.