Ryszard Biskup przygląda się twórczości ludowej. Stara się odkryć co też muza podpowiada ludowym twórcom. Dzisiaj pod lupą redaktora „RYM SIĘ NIESIE PO POLU PO LESIE. „Gazeta” [POSŁUCHAJ].
Gorzkie niczym cykuta żale, litania skarg i opowieść o niesprawiedliwości, jaka spotkać może każdego zagubionego w tym okrutnym świecie gościa. Bohater naszego dzisiejszego, wyśpiewanego dyszkantem referatu, zamiast – jak każdy – zachować umiar i rozwagę, postanowił życie złapać za kark i ułożyć sobie po swojemu. A gębą, solidnego i majętnego. Przygiąć kolanem do ziemi, chwycić za oszywkę, nie popuścić! Trzymać po pańsku, jak się należy. Co się takiego stało, co się wydarzyło, skąd takie, a nie inne akurat karkołomne pomysły? Ano z ogłoszenia, z inseratu w gazecie. Z pułapki zastawionej na wydawać by się mogło rozważnego, rozsądnego człowieka. Nasz bohater wyczytał otóż prasowy anons. To i zaraz uwierzył w wydrukowany inserat. Pani szuka pana. Tak stało czarno na białej płachcie gazety. Nie jakiegoś tam pierwszego lepszego brzegu, takiego nic nie wartego chłystka. Tylko solidnego, uczciwego, ma się rozumieć, bogatego rolnika. Jak z obrazka, jak się patrzy i jak najbardziej – należy. Chłopa pełną gębą. Takiego nie z morgami, ale ma się rozumieć, z hektarami. Bogatego i solidnego, z gospodarką jak należy. To i popatrzył ten nasz bohater uważniej w lustro, włosy na bok elegancko zaczesał. Przyjrzał się jeszcze raz swojemu odbiciu w zwierciadle. I zdecydował bez większego namysłu. Jam ci jest, jam to jak nic. Mnie, a nie kogo innego ta pani z miasta poszukuje i potrzebuje! Bo nikt inny, ino jam ci. Jam ten jeden jedyny, poszukiwany i oczekiwany. Pół biedy, że był akurat tak, a nie kompletnie inaczej, pomyślał. W końcu każdy posiada swoje prawo do dobrego samopoczucia i radości ze spoglądania w swoje odbicie. Cały kłopot i klops, że nasz gość omotany inseratem ruszył z kopyta. Chwycił w łapy swoją szansę na odmianę życia, ruszył w kuszący, bo przecież szeroki świat. Wbity w nowy garnitur i skropiony wodą „Być może” potarabanił się do stolicy na randkę. I co się okazało? A nic! Wyszło na to, że kiełbasa nie dla psa. O czym chłopina z kapeli dotkliwie się na własnej skórze przekonał. Miało być inaczej, a wyszło jak zawsze.
POSŁUCHAJ FELIETONU RYSZARDA BISKUPA:
RYM SIĘ NIESIE PO POLU PO LESIE. „Gazeta”
O posłuchojta wy ludzie, o czym wy już nie wiecie
A co jo tam kiedyś tam wyczytołem w ty jędrzejowskiej gazecie
A co jo tam kiedyś tam wyczytołem w ty jędrzejowskiej gazecieOj, szuka pani se pana i chce mieć męża rolnika
A co mo dużo, co mo dużo pola i co go cieszy muzyka
A co mo dużo, co mo dużo pola i co go cieszy muzykaTak pomyślołem se trochę, tak się tu przyznom przed wami
I myśle sobie muszę pojechać, jestem chłopok z zasadami
I myśle sobie muszę pojechać, jestem chłopok z zasadamiKupiłem jo se garnitur tej pewnej firmy Armani
I myślę sobie, musze pojechać na to spotkanie do pani
I myślę sobie, musze pojechać na to spotkanie do paniA pod wskazany tam adres oj, dojechołem jo przecie
A tam jest wielki, oj wielki pokój, a w tym hotelu Marriocie
A tam jest wielki, oj wielki pokój, a w tym hotelu MarriocieA było tam wielkie jury pytali, czym się zajmuje
A jo im mówie, że jestem rolnik, tero tuczniki hoduje
A jo im mówie, że jestem rolnik, tero tuczniki hodujeMyślołem, że ta pani to jakoś fajno kobita
A tu się zaroz oj okazało, że to wielko celebrytka
A tu się zaroz oj okazało że to wielko celebrytka