Ryszard Biskup przygląda się twórczości ludowej. Stara się odkryć co też muza podpowiada ludowym twórcom. Tym razem pod lupę redaktora trafia „Jestem syn rolnika” w wykonaniu kapeli MGOK z Nowego Korczyna.
Świat jest – wiadomo to dokładnie nie od wczoraj – urządzony niesprawiedliwie, nieludzko. Jakoś nie tak jak, by to sprawił rozsądny, a przy okazji mądry człowiek. Wszystko co ma swój początek, posiada zaraz koniec. A jak już pojawiają się przywileje, to zaraz, tuż za rogiem kryją się w cieniu stosowne prawa i takież obowiązki. Jak dwie połówki jednego jabłka, jak kontrastowe kolory, jak noc i dzień. Dziewczyny są na tym świecie do kochania i uwielbiania, chłopaki do roboty i wojowania. Bo i co z tego, że ktoś tak jak przypuśćmy w Nowym Korczynie jest chłopskim synem, ma ojca piekarza, kowala, albo dajmy na to – murarza. Nadejdzie czas, przyjdzie właściwa pora i trza to co jest w domu zostawić, kuferek spakować, pożegnać całą rodzinę, zostawić wszystko i wio, do wojska! Marsz lewa prawa, lewa prawa, lewa prawa gdzie tam los rzuci.
Chłopaczyna siedzi na przyzbie, spogląda spode łba na świat, co go akurat otacza, rękawem koszuliny przeciera załzawione oczy i tylko ciężko wzdycha. Wszystko przecież: znajome kąty, bezpieczny azyl rodzinnego domu, całe dotychczasowe życie zostają za plecami, z tyłu. Bo się wzięła i o rekruta armia upomniała! Nic się od jutra nie liczy: kapusta, ziemniaki na polu, kowadło i palenisko w kuźni, chlebowy piec i rumiane bochenki. Nawet pryzma cegieł i worki z cementem, wapnem, sterta cegieł zostają. Na przystanku w rynku czeka przecież pekaes, który z tumanem kurzu spod opon zawiezie tych wszystkich synów piekarzy, stolarzy, kowali, murarzy do bramy koszar. Pewnie. Zamknięta na haczyk furtka w koślawym płocie. Za to otwarte wrota do nowego – kto wie, może nawet i lepszego świata – wabią i kuszą niczym diabeł dobrą duszę. Kurtka na plecy, czapka na głowę, torba na grzbiet i marsz do woja ! Ale, ale, ale, zaraz, zaraz. Co z tymi dziewczynami, koleżankami, z ukochanymi? Co z tymi wszystkimi zalewającymi się teraz łzami, pozostawionymi w domu panienkami? Mus to mus, odwrotu nie ma! Trzeba wszystko zostawić za plecami i pomaszerować gdzie nakazano. Co najwyżej można se pod nosem nucić frazę – jo do wojska iść muszę…
POSŁUCHAJ FELIETONU RYSZARDA BISKUPA:
„Jestem syn rolnika” – wyk. kapela MGOK Nowy Korczyna
Ja jestem syn rolnika i do wojska iść muszę,
Ziemniaki, buraki, dziewuchy pokraki, ja pozostawić muszę,
Ziemniaki, buraki, dziewuchy pokraki, ja pozostawić muszę…Ja jestem syn kowala i do wojska iść muszę,
Kowadło i młotek, dziewczyny jak kwiatek ja pozostawić muszę,
Kowadło i młotek, dziewczyny jak kwiatek ja pozostawić muszę…Ja jestem syn piekarza i do wojska iść muszę,
Łopatę, bochenki i ładne panienki ja pozostawić muszę,
Łopatę, bochenki i ładne panienki ja pozostawić muszę…Ja jestem syn murarza i do wojska iść muszę,
Pustaki otwarte, gosposie garbate ja pozostawić muszę…