Ryszard Biskup przygląda się twórczości ludowej. Stara się odkryć co też muza podpowiada ludowym twórcom. Dzisiaj pod lupą redaktora „Na zielonej łące”.
Scenariusze, jakie samo życie dyktuje wiejskim poetom układającym regionalne przyśpiewki w zgrabne rymy są jednoznaczne i proste niczym konstrukcja cepa do młócenia zboża. Zawsze wszystko jest takie same, identycznie wymyślone i poukładane w mniej lub bardziej udatne rymy. Osoby dramatu ustawione są zwykle pod ścianą, w eleganckim szeregu. Aby nie było najmniejszej wątpliwości i zaskakujących niespodzianki, role w dramacie bywają rozpisane na głosy. Gdy jest więc on i ona, to zza węgła niechybnie wynurzy się na boży świat problem, o którym każdy doskonale wie, bo zna przecież sielskie życie. A jeżeli jakiś nieborak akurat elementarnej wiedzy o szarym jak niebo w tym miesiącu życiu nie posiada (co może i od czasu do czasu, ale jednak się zdarza) to problem wykrzykujący dyszkantem artyści zaraz przedstawią, krok po kroku objaśnią i nieporozumień żadnych nie będzie. Bo być przecież nie może!
Wszystko jest oklepane, ustalone raz na zawsze, ułożone elegancko jak buty w tekturowym pudełku w sklepie z obuwiem. Jak jest więc on i ona (albo odwrotnie, ale to zazwyczaj nie ma najmniejszego zdarzenia) to zaraz pojawia się problem, kto kogo, kiedy, gdzie i jak oszukał, zdradził, wykorzystał. Kto w tym stadle gra rolę demona, a kto kryguje się na niewinną ofiarę? Kto posiada rację, a komu zaś należy się bura i surowa kara za popełnione grzechy? W każdym przypadku obojętnie: prawdziwe czy urojone. Persony dramatu muszą być ustawione po przekątnej – w jednym rogu chłopina, w drugim niewinna panienka. Albo odwrotnie – tutaj sterczy latawica, a w opłotkach kuli się ze wstydu i ledwie dyszy biedny – bo skrzywdzony przez los – oblubieniec. Bo tak już jest, było i będzie zawsze. Gdy z jednej strony czarne, to z drugiej białe. Po każdej zabawie przychodzi podły czas rozrachunku gdy za wszystko trzeba zapłacić. Kto jak kto, ale muzykanci z wiejskich kapel o tych prawdach wiedzą doskonale!
POSŁUCHAJ FELIETONU RYSZARDA BISKUPA:
„Na zielonej łące”
Na zielonej łące, konik tam siodłany
Przyjedź do mnie, przyjedź mój Janku kochany!
Przyjedź do mnie, przyjedź mój Janku kochany!
Powiedzże mi Janku, czemu mnie zdradziłeś?
Najpierw pokochałeś, potem porzuciłeś…
Najpierw pokochałeś, potem porzuciłeś…
Ja cię nie zdradziłem, sama się zdradziłaś!
I ta ciemna nocka, po której chodziłaś
I ta ciemna nocka, po której chodziłaś
Niech ta ciemna nocka moja kochanecka
Hulałaś, hulałaś jak ta panienecka
Hulałaś, hulałaś jak ta panienecka
Nie turbuj się dziewczę, pan Bóg ci odpuści
Pójdziemy do krawca, fartuszka przypuści
Pójdziemy do krawca, fartuszka przypuści
Nie pomoże krawiec ani żadne szycie
Tylko kolebeczka co dziecie kołysze
Tylko kolebeczka co dziecie kołysze