Ryszard Biskup przygląda się twórczości ludowej. Stara się odkryć co też muza podpowiada ludowym twórcom. Dzisiaj pod lupą redaktora „Nie wierz panno, nie wierz”.
Jak świat światem, od samego zarania, od początku wszystko zostało w życiu poukładane elegancko, jest zaprogramowane i posiada swoje miejsce. Co by mogło znaczyć, że panuje powszechna zgoda, harmonia, akceptowany raz na zawsze porządek rzeczy i boski ład. Jak chłopak to zaraz psia krew i bałamut, jak panienka – to nic innego ino biała niewinna lilia, okruszek powszedniego chleba, kwiatuszek z bożej łąki, ostoja szczęścia i dobroci. Najlepiej o tym porządku, prawdach i przykazaniach wiedzą – co powinno być oczywiste i jest zrozumiałe – nestorzy. Ludzie stateczni, doświadczeni przez życie, poobijani i obtłuczeni tak, że aż skóra na plecach popękała. Dziadkowie i babcie, bo przecież ojcowie i matki to jeszcze nie, jeszcze im wszak w głowie psie figle. Od czasu do czasu roi się jakaś tam, bliżej nie określona ochota na szaleństwo. Na zapomnienie, przyspieszony ni stąd ni owąd zryw, wyskok. Może i ryzykowny, przywracający o ból głowy, ale przecież kuszący, mamiący jakimiś bliżej nieokreślonymi cudami. Wiadomo przecież, że kto się z życiem za bary nie ucapi, ten nie wie jak smakują zielone pomidory, jak szumi wiatr we włosach. A cukier jest słodszy od miodu. Ta gra, to ryzyko, te zasady obowiązują jak się powiedziało od zawsze. Od chwili, gdy praojciec z pramatką zostali wypędzeni za wrota edenu, o czym zdaje się solidarnie nikt już nie pamięta. Bo to przecież było tak dawno, tak dawno, że nawet najstarsi górale nie potrafią na to pytanie – kiedy, no kiedy – porządnie odpowiedzieć. Zamiast uczonej polemiki i rozsądnego dialogu lepsza w takim przypadku wydaje się być przestroga. Przykazanie, że chłopakom wierzyć nie wolno, bo to nic innego tylko trucizna, jak się powiedziało zła krew i gotowe nieszczęście. Pocukrzone i łakome, ale jednak gorzkie, jak nie wiem co. No dobrze, a jak jest w tą drugą stronę? Jak to jest z tymi nadobnymi, ułożonymi, dobrze schowanymi pod matczyną spódnicą kobietami, co to nic dobrego, nic łagodnego, żadne mecyje! Na minę się wpakować, do dołu, z którego wyleźć potem na boży świat nie sposób łatwiej niż koniem po gumnie powozić. Starsi młodych przestrzegają, młodzi postępują tak, jak im się podoba i jak ich los pokieruje. Biorą sobie – czasem, sporadycznie – te uwagi i rady może do serca, ale i tak błądzą. Schodzą ze ścieżki prawdy na manowce. Jakby wiedzieli, jakby znali od podszewki oczywistą prawdę, że ci mentorzy, to starsze pokolenie, w odległej przeszłości również wysłuchiwało podobnych połajanek. Kiwało z szacunkiem głową, potakiwało, ale przecież wszystko robiło po swojemu. Identycznie jak ci, którzy dzisiaj są na darmo pouczani.
POSŁUCHAJ FELIETONU RYSZARDA BISKUPA:
„Nie wierz panno, nie wierz”
Nie wierz panno, nie wierz żodnemu mężczyźnie
Bo to jest cukierek moczony w truciźnie
Moczony w truciźnie, cukrem posypany
Chociaż jest słodziutki, ale oszukany!!!
Moczony w truciźnie, posypany makiem
Któro panna nie wie, to go zje ze smakiem