Ryszard Biskup przygląda się twórczości ludowej. Stara się odkryć co też muza podpowiada ludowym twórcom. Dzisiaj pod lupą redaktora „RYM SIĘ NIESIE PO POLU PO LESIE. „Niedaleko młyna” [POSŁUCHAJ].
Partie do żeniaczki w prowincjonalnych realiach bywają zwykle kompletnie nieprzewidywalne. Tak rozmaite, jak zmienne są dni w tygodniu, Wydawać by się mogło, że najlepszy do załatwiania interesów jest dajmy na to wtorek. Ale za chwilę wychodzi, że nie, wcale nie, a gdzie tam znowu wtorek. Najlepszy z możliwych dni – wydaje się ten, który jest po wtorku, czyli środa albo czwartek. Bo na pewno nie piątek, gdyż od wieków ludowa mądrość podpowiada przecież, że zawsze w piątek to nic innego tylko zły początek. Takie uniwersalne zasady obowiązują, co każdy wiedzieć powinien, we wszystkich wiejskich dziedzinach życia. To znaczy, czy się to komuś podoba czy nie – zawsze! Od rana do wieczora. Przez cały równy, okrągły rok. Od każdego tygodnia i miesiąca. Jak jest więc z tak ważnym zadaniem jak układanie sobie życia, wylewanie fundamentów pod przyszłe sukcesy? Ależ to oczywiste, proste i logiczne, jak działania w tabliczce mnożenia. Iżby bowiem albowiem wszystko posiadało swój początek i koniec, było jak się patrzy i należy. No żeby tak było, to trza się koniecznie dobrze ożenić. Czyli bogato! Z perspektywą na rozbudowę tego co już tam człowiek w swoim dorobku ma, posiada, co mocno trzyma w obydwu łapach. Dajmy na to taka córka pana młynarza. To jest łakomy i smakowity kąsek dla każdego wiejskiego kawalera. Bo pan młynarz, wiadomo – bogaty jak diabli człowiek. Śpi sobie w najlepsze, a młyn sam zboże miele na białą mąkę. Sypie się struga do wora i zamienia w szeleszczące banknoty. Być zięciem młynarza to jest dopiero, ale kariera. Bogaty teść to zaraz wyposaży swoją latorośl w znakomity posag. Taki wspaniały, że klękajcie wszystkie narody. Za panną poprowadzoną do ołtarza, gospodarka zaraz się powiększy – o krowę z cielęciem, o gdaczące kury, ze dwie kozy i co tam jeszcze rodzice w wianie tej córce swojej zapiszą. Gospodarska, młynarzowa córka to jest – wiadomo i pewne jak trafiona szóstka w totka – interes życia. A jak tak pan tata dobrze się fatygantowi przypatrzy – to kto wie? Może i całą gospodarkę bez wahania mu zapisze? Wszystko co tam ma. Nie żadne tam morgi, tylko hektary. Całe hektary pola! Piękny sen, piękna sprawa, znakomity pomysł na to, jak sobie tu życie elegancko, bez zbytniego wysiłku ułożyć! Na lepsze ma się rozumieć, na bogato, po pańsku. A co na to wszystko ta, która w okienku stoi i przez szybkę na boży świat zalotnie spogląda? A no nic, na razie nic. Niewiele mówi, bo co ona, bidulka ma do powiedzenia? Jest jeszcze panną, a będzie elegancką mężatką. Wyjdzie za mąż, będzie panią na swoim. To się zaraz sama przekona jakie ją tam teraz miody czekają. Jakie życie ułoży się w koleinach biegnących przez wieś. Od młyna prosto do zagrody starającego się o rękę młynarzówny fatyganta. Który na razie oczami przewraca, listy smaruje i o rękę panny zabiega. Jak nic zakochany na zabój, na amen, na amen, na zawsze!
POSŁUCHAJ FELIETONU RYSZARDA BISKUPA:
RYM SIĘ NIESIE PO POLU PO LESIE. „Niedaleko młyna”
Niedaleko młyna rośnie jarzębina
Spodobała mi się, spodobała mi się młynarza dziewczynaNie tak młynarecka, jak jej piękne ocy
Jak jo ji nie widze, jak jo ji nie widze nie mogę spać w nocy…Bede listy pisoł, koperty malowoł
Zeby mi pon młynorz, zeby mi pon młynorz córkę podarowołCórkę podarowoł i krowę z cielęciem
Zebym się nazywoł, żebym się nazywoł młynarzowym zięciemMłynorz mi zapisoł cało gospodarke
Dwa stare przetaki, dwa stare przetaki i dziurawo miarkeJesce mi dołożył, oj kurę oj kurę bez pierzy
Jojek już nie niosla, jojek już nie niosła, bo nie miała kiedy