Ryszard Biskup przygląda się twórczości ludowej. Stara się odkryć co też muza podpowiada ludowym twórcom. Dzisiaj pod lupą redaktora „Przyśpiewki”, którą wykonuje kapela spółdzielni Tkactwo Świętokrzyskie Bodzentyn.
Przyśpiewki weselne to takie trochę ludowe haiku, taki przerywnik od codzienności. Prosty, syntetyczny, zawsze konkretny. Uszczypliwy i złośliwy, do śmiechu – chociaż, bo ja wiem – może od czasu do czasu także do płaczu? W każdym razie przerywnik i przestroga. Synteza ludowej wiedzy i wiejskiej mądrości.
Jak śliwka wpada w kompot tak można – jak się okazuje – zostać ni stąd ni z owąd ojcem. Wystarczy tylko, co każdy młody chłopak wiedzieć powinien, znaleźć się w niestosownie właściwym miejscu i czasie Tylko tyle i już. Masz babo placek. Albo raczej należałoby powiedzieć – masz tatku niemowlę.
Za to inny muzykant, co to tnie na basie, aż ciemnieje we łbie, przytomnie zauważa, że jak się tak cały tydzień gania za robotą, haruje dzień w dzień tak, że pot zalewa słonymi kroplami oczy, to niedziela zawsze przeznaczona jest do rozrywki. Przecież ten świąteczny, boży dzień w którym nie godzi się harować jak wół, znalazł się w kalendarzu nie od parady tylko dla zabawy i odpoczynku. Do ucieczki jak najdalej od siermiężnej codzienności. Niech zatem wióry lecą, niech się świat wali, ale na koniec tygodnia, nie ma nic lepszego do roboty jak tańcowanie. Zwłaszcza gdy kapela, a jakże, tłucze nuty tak, że nogi same do podrygów niosą. Wirują pary, w głowie się kręci, świat szaleje.
A jeszcze lepsze niż wiejska zabawa na pozbijanych gwoździami za stodołą dechach, jest kochanie. Albo same umizgi, całowanie, obściskiwanie, spoglądanie sobie maślanym wzrokiem prosto w oczy. Nie byle gdzie, nie pod płotem czy w izbie, ale w całkowicie innym, bardziej stosownym do amorów miejscu. Gdzie? A to jeszcze powinni wiedzieć i pamiętać, o ile ich skleroza nie dopadła, dziadkowie. Seniorzy jak mawiają teraz uczenie profesorowie nauk. Albo ci co to teraz wysiadują dzień w dzień na przyzbie wygrzewając stare kości na jesiennym słonku. Kochanie, tak jest kochanie, jest najlepsze na koniec tygodnia. Namiętne i szalone, takie na sianie. W stodole, na zapolu. Najlepsze jest takie akurat, żadne inne nie – tylko takie. Od pokoleń, czyli – od zawsze!
POSŁUCHAJ FELIETONU RYSZARDA BISKUPA:
„Przyśpiewki” – wyk. kapela spółdzielni Tkactwo Świętokrzyskie Bodzentyn
Łoj tego mi tylko zol, żem se nie poleżoł,
Łoj tylko żem se postoł i żem ojcem zostoł!Oj zebyście wiedzieli, jak pragnę niedzieli,
Cały tydzień haruję, w niedzielę tańcuje!Łoj Święty Krzyż na górze, Bodzentyn na dole,
Oj najlepsze kochanie z dzieuchom w stodole.Łoj nasi muzykanci ładnie wygrywają,
Oj doj im Boże niebo, gdzie kury siadają.Oj dziękuję muzyce za to piękne granie,
A i tobie tancerzu za to tańcowanie.