Ryszard Biskup przygląda się twórczości ludowej. Stara się odkryć co też muza podpowiada ludowym twórcom. Dzisiaj pod lupą redaktora „Raniutko po rosie”, którą wykonuje kapela MGOK Nowy Korczyn.
Poezja ludowa i muzyka z krainy przepasanej wstążką szarej Wisły bywają odmienne od strof skreślonych w innych regionach kieleckiego. Bo i problemy tam całkiem inne, życie nie takie samo jak gdzie indziej. Zaprzątające codziennie głowę sprawy, kłopoty, a i temperament miejscowych – takoż. Jeden motyw artystycznej twórczości natomiast bywa niezmienny jak stary świat. Oczywiście, oczywiście, jak najbardziej! To zwariowana i szalona miłość, która – czy się to komuś podoba czy nie – dopada każdego. Nie tylko nie wiadomo kiedy i dlaczego, ale zawsze byle gdzie. Łapie za oszywkę koszuli, obiecuje cuda niewidy. Wywraca do góry nogami cały, pozornie dawno już, raz na zawsze uporządkowany świat.
Wyjdzie człowiek z rana, razem ze snującymi się oparami siwej mgły znad rzeki, dajmy na to ze źróbkami na pole, a tu go łup go w głowę piorun z jasnego nieba. Wystarczy, że pojawi się na łące panienka i zawróci nieborakowi gitarę. Nawet mówić ona nic nie musi, bo i po co? Wystarczy, że idzie jakby nigdy nic przed siebie. Taka śliczna, piękna i zalotna. Wiadomo!!! Wszystko wokół blednie przy urodzie takiej nadwiślańskiej zjawy. To i po chłopie, kapota! Szast prast, łubudu – gotowe, zaraz się człowiekowi chce żeniaczki. O niczym innym już myśli, nic go w życiu już nie kręci. Taki jeden z drugim zaraz marzy o nowym, pewnie lepszym, a na pewno dostatnim, życiu.
To jest tylko teoria, oczywiście, co wie doskonale, z czego zdaje sobie sprawę każdy zalotnik. Bo wiadomo: miało być jak na filmie, a stoi jak wezwanie w urzędowych papierach z gminy. Po ślubie wczorajsze marzenie i uniesienie zmienia się przecie zwykle w zwyczajną nudę i skrzeczącą jak sroka na płocie rzeczywistość. Cud rozpłynął z falami rzeki. Znowu jest szaro-buro, tak jak każdego powszedniego dnia. Chłopinę znad Wisły przy życiu trzyma – na szczęście – jedna refleksja. Może się kochać w każdej jaka mu się tylko spodoba dziewczynie, ale tak naprawdę, na otarcie łez pozostaje jednak stara bieda. Czyli swoja, miejscowa wybranka. Taką jaką ma akurat pod ręką. Toteż nie inna, a właśnie taką – jaka by ona nie była – wybiera i woli. Nawet jeżeli podsuwa na obiad talerz z nie posolonym żurem, nie dogotowanymi ziemniakami czy z kwaśną jak ocet, ale rozgotowaną kapustą.
POSŁUCHAJ FELIETONU RYSZARDA BISKUPA:
„Raniutko po rosie” – wyk. kapela MGOK Nowy Korczyn
Raniutko, po rosie ino słońce wzeszło,
Pasłem se kunicki nad samiutśko Wisło,
Pasłem se kunicki nad samiuśko Wisło.Zobocyłem dziewce jak zesła po wodę,
Słońce aż zjaśniało na te jej urodę,
Słońce aż zjaśniało na te jej urodę.Dziewcyno znad Wisły na cóz tobie woda,
Kochoj ze mnie, mnie kochoj pókiś jesce młodo,
Kochoj ze mnie, mnie kochoj pókiś jesce młodo.Ta tez sie, zalicom mojej Nadwiślance,
Ze mi gotowała, kluski na śmietance,
Ze mi gotowała, kluski na śmietance.Jak żem się ożenił, to się odmieniła,
Kapusta nie słono, żuru nie cedziła,
Kapusta nie słono, żuru nie cedziła.Żeby po Korczynie woda nie muliła,
To by Nadwiślanka we złocie chodziła,
To by Nadwiślanka we złocie chodziła.Ale pod Korcynem woda stale muli,
I ta Nadwiślanka w jedwabnej koszuli,
I ta Nadwiślanka w jedwabnej koszuli.Kielce som na górze, a Korcyn na dole,
Kieleccankę kocham, Korcyniankę wolę,
Kieleccankę kocham, Korcyniankę wolę.