Ryszard Biskup przygląda się twórczości ludowej. Stara się odkryć co też muza podpowiada ludowym twórcom. Dzisiaj pod lupą redaktora „Strażak”.
Ach, nie ma to jak w straży, słońca ni ma – w plecy parzy – głosi znane powszechnie porzekadło celnie i jednoznacznie kwitujące strażackie uroki. Zalety, ale przy tym też i zasadne miody wynikające ze społecznej służby. W wiejskiej organizacji, która jak żadna inna, wpisała się w społeczny krajobraz. Zasłużonej niezmiernie dla ochrony mienia i dobytku. Wiejska straż pożarna to bez dwóch zdań instytucja otoczona powszechnym – co jest tutaj akurat absolutnie zrozumiałe i nie podlega żadnej wątpliwości czy najmniejszej dyskusji – uznaniem i szacunkiem. Zmieniają się czasy, odchodzą i przychodzą obyczaje, a straż ogniowa była i trwa na swoim posterunku. Jest i zawsze do samego końca świata będzie. Być strażakiem to z jednej strony służba i zrozumiały obowiązek. Za to z drugiej ogromny zaszczyt i jeszcze większy honor. Co, ponieważ dotyczy absolutnie wszystkich, wie każdy w całej wiejskiej społeczności. Elegancki mundur z przypiętymi odznaczeniami, czapka rogatywka z granatowym otokiem. No i ten wyglansowany na wysoki połysk hełm. Kiedyś elegancki blaszany, złoty albo srebrny. Błyszczący tak, że blaknie nawet blask zawstydzonego tym szykiem strażaka słoneczka na bezchmurnym niebie. Co prawda dzisiaj bojowe kaski strażaków-ochotników nie są już takie paradne jak to bywało onegdaj, ale i tak ten szyk, duma, parada jest. Jak najbardziej! Wioska bez ochotniczej formacji druhów gotowych w razie potrzeby narazić swoje życie w walce z ogniem jest jakaś taka szara, nijaka. Jakby mało znacząca, bez wyrazu. Co innego osada, w której remiza została wymurowana, jak należy. W boksie stoi na czerwono pomalowany wóz bojowy. A w świetlicy, gdy akurat nie ma służbowej zbiórki strażaków, koncentruje się życie społeczne i kulturalne całej okolicy. Jakby się tak, nie daj dobry Boże, pojawił ten cały czerwony kur, to szast-prast do roboty, zastęp dzielnych zuchów doskonale wie i bez pudła wszystko potrafi. Jak się zachować, co zrobić, jak zagrożenie zlikwidować. Załoga natychmiast przybiegnie, do pożaru pogna i zarzewie, żeby nie wiem jak było potężne i groźne – zdusi i ugasi. Każdy wie przecież jakie ma obowiązki. Ocali cały dobytek od okrutnej pożogi. Wszystko jest przecież raz na zawsze omówione, wyćwiczone i przewidziane. Straż to straż, nie ma żartów!
POSŁUCHAJ FELIETONU RYSZARDA BISKUPA:
„Strażak”
Posłuchajcie jak to w straży, życie płynie jak sen złoty
Każdy strażak jest wesoły, pełen werwy i ochoty
Każdy strażak jest wesoły, pełen werwy i ochoty
W świętokrzyskim w pewnej wiosce, straż ognistą założyli
Wnet remizę zbudowali, od starosty wóz dostali
Wnet remizę zbudowali, od starosty wóz dostali
Pierwsza zbiórka – chłopów kupa, każdy w hełmie, mundur włożył
Tak się do tej straży pchają, na kłopoty nie zważają
Tak się do tej straży pchają, na kłopoty nie zważają
Gdy przyjdzie z żywiołem walczyć, oni pierwsi nieskrycie
Ogień zwalczają do końca narażając swoje życie
Ogień zwalczają do końca narażając swoje życie
Jak strażak z zawodów wraca, a jest troszkę podchmielony
Oprócz złości powitania dobiega do swojej żony
Oprócz złości powitania dobiega do swojej żony
A jak jadą do pożaru włosy im na głowie rosną
A gdy pożar już ugaszą, to śpiewają pieśń radosną
A gdy pożar już ugaszą, to śpiewają pieśń radosną
Bo strażaccy fajni chłopcy dobierani jak bukiet róż
I niejedna panieneczka zakochałaby się już!