Ryszard Biskup przygląda się twórczości ludowej. Stara się odkryć co też muza podpowiada ludowym twórcom. Dzisiaj pod lupą redaktora „RYM SIĘ NIESIE PO POLU PO LESIE. „W kieleckim polu” [POSŁUCHAJ].
Dramat i tragedia! Krew się leje ciurkiem, oczy popodbijane, ręce połamane. Albo jeszcze gorzej, tak okropnie, że aż wstyd mówić co to się dzieje. Niech no tylko zbierze na polu kawalerka, niech no zaszumi w głowie, niech zakurzy się z czupryny. To dzieje się tak, że szkoda gadać. Rozumem tego wszystkiego, co kręci rozparzonych do miłości chłopaków nikt i nic nie obejmie. Żadne słowo nie wypowie ani nikt uczony tego nie zrozumie. Jak koguty, jak młode wilki, jak niedźwiedzie. Łapie się wiejska kawalerka za łby i tłucze do samej krwi. O co? Aaaaa, to zawsze wiadomo i jest proste jak kłębek szpagatu w kieszeni portek. Oczywiste jak to, że każdy tydzień zaczyna się od poniedziałku akurat, a kończy zawsze nie w inny dzień tylko w niedzielę. Tak przecież – czy to się to komuś podoba czy nie – zawsze było i tak jest. I do samego końca świata. Mam nadzieję, że tak właśnie będzie, nie inaczej. Nie ma przeproś, nie ma zmiłuj, nie ma ucieczki od tej powszechnie obowiązującej zasady. Czy to się komuś podoba, czy całkowicie przeciwnie – tak jest zapisane w gwiazdach i koniec. Chłopaki zawsze się leją po łbach aż lecą wióry. O swoje wybranki, o dziewczyny, o panienki. I co z tego, że one zapłakane, wystraszone nie na żarty, cierpiące i biedne bo nie na żarty wystraszone. To nie ma najmniejszego znaczenia, to nikogo nie obchodzi ! Chłopaki się tłuką o te swoje Krysie, Kasie, Dżesiki czy jakieś tam znowu Halinki czy Ewki, bo tak było zawsze. Od pokoleń, od minionych dawno temu czasów. Na kieleckim polu, na kieleckiej drodze – przede wszystkim. Nie ma takiej przeszkody, nie ma takiego prawa, nie ma przeproś, żeby kiedykolwiek było inaczej. Zdrowy rozsądek, jakieś niuanse, zasady czy normy nie miały nigdy – a mam nadzieję, że w przeszłości też nie będą miały – znaczenia. Zakochał się jeden z drugim w tej jednej jedynej, najpiękniejszej w całej wsi, to trza się zaraz obowiązkowo złapać za łby. I młócić jak snopki zboża na sąsieku. Aż wióry polecą, aż poleje się krew. Tradycja bowiem, zasada nie zapisana na cierpliwym papierze, ale obowiązująca powszechnie – rzecz święta. Obowiązek taki jest i tyle.
POSŁUCHAJ FELIETONU RYSZARDA BISKUPA:
RYM SIĘ NIESIE PO POLU PO LESIE. „W kieleckim polu” [POSŁUCHAJ]
W kieleckim polu rosną trzy lipki, oj dana
W kieleckim polu przyszły kobity, oj dana
Biły się o nie w sobotę wieczór, do rana
Przy każdym jednym dziewczyna biedna spłakana
O mój Janecku, o mój kochany nie bij się
Masz tu piwecko, masz tu winecko – napij się
Nie chce piwecka nie che winecka, wódka jest
Bo ciebie jedną, dziewczyne biedną muszę mieć