Ryszard Biskup przygląda się twórczości ludowej. Stara się odkryć co też muza podpowiada ludowym twórcom. Dzisiaj pod lupą redaktora „W moim ogródeczku”.
Taki Szekspir, gdyby zamiast na południe do nudnej Italii wybrał się w podróż do nas, to dopiero miałby pole do obserwacji i inspiracji. Niechby tak był zabłądził w świętokrzyskie ostępy. To by dopiero ale miał pole do popisu. Wybrałby się, dajmy na to nasz uczony Anglik na jakieś wiejskie wesele, albo poszedł na zwyczajną zabawę w świetlicy. Phi, rozejrzałby się w koło, popatrzył. Bez większego wysiłku, w trzy miga machnąłby rozpisany na głosy dramat. Tak to do rymu, w kilku aktach, dajmy na to zatytułowany „Jasiek i Kaśka”. Co ja mniemam, więcej jestem o tym święcie przekonany byłoby hitem we wszystkich dworskich teatrach Europy! Księżniczki by mdlały, damy dworu szczękały ze zgrozy zębami. Niejeden książę albo baron obgryzałby z emocji pazury u obydwu rąk. Bo przecież miłosne dramaty spod Bilczy, Bielin czy Oblęgorka w niczym nie ustępują perypetiom rodów Capuleti czy Montecchi. Zachowując oczywiście wszystkie stosowne proporcje. Jak przecież od dawna ( by nie powiedzieć – od zawsze) miłość i intryga spacerują do szczęśliwego albo żałosnego finału, po tej samej wyboistej drodze. Bez różnicy czy to strada w eleganckiej wyłożonej marmurowymi płytami Weronie, czy wąska ścieżka na zarośniętej perzem miedzy. Przecież w gruncie rzeczy wszystko jest zawsze absolutnie identyczne: jedno tęskni i płacze, a drugie odwrotnie. Gdy to drugie cierpi i rozpacza, to pierwsze ma swoje sprawy, problemy, zajęcia i domowe obowiązki. Potem błysk, grom z jasnego nieba i klękajcie narody! Wszystko się kręci, wiruje, szaleje. Cuda na kiju i okrutna burza namiętności. Oczywiście nie przez całe życie, bo gdzie tam znowu. A kto by tam to wszystko zniósł i wytrzymał? Na chwilę co najwyżej, tylko. Najczęściej na moment, dłuższy albo krótszy. Na samym początku jest idylla i niedziela, a później przychodzą po kolei inne, wcale nie świąteczne dni tygodnia. Raz słońce, raz deszcz. Jednego dnia wiatr pędzi ciężkie, ołowiane chmury po niebie, a potem świeci i ogrzewa świat promieniami wiosenne słoneczko. Takie życie, nic na to nie poradzisz. Taki los, któremu na spotkanie dramaturg z Albionu jakoś się nie pofatygował.
POSŁUCHAJ FELIETONU RYSZARDA BISKUPA:
„W moim ogródeczku”
W moim ogródeczku bieliło się płótno, bieliło się płótno
Nie wie moja mama bez kogo mi smutno…
Ej smutno mi smutno bez Janka mojego
Żebym drogę znała, poszłabym do niego
Ale drogi nie znam i pytać się wstydzę
Bo swego Jasieńka cały rok nie widzę
Poszłam na zabawę, stanęłam za drzwiami
A mój Janek tańczy z innymi pannami
Gdy on mnie zobaczył, zza stołu wyskoczył
Jedwabną chusteczką ocierał mi oczy
Nie ocieraj mi oczu ja będę płakała
I na ciebie Janku i na ciebie Janku będę narzekała