Ryszard Biskup przygląda się twórczości ludowej. Stara się odkryć co też muza podpowiada ludowym twórcom. Dzisiaj pod lupą redaktora „Wyszłam na górę”, którą śpiewa Helena Wielińska z kapelą Ryszarda Wielińskiego
Kiedy człowieka strzeli piorun? A bo to wiadomo? Można to z góry i raz na zawsze dokładnie jak w zegarku przewidzieć? A gdzie tam znowu! Nigdy nic nie wiadomo co i jak się wydarzy. Pewnie, można planować, zakładać, ustawiać się w lewo albo w prawo. Przewidywać przyszłość, kreować rzeczywistość według swojego widzi mi się. Ale to i tak wszystko na nic, bo nawet najlepszy plan, najbardziej wyrafinowane założenie pomota się, poplącze, przepadnie. Nie ma takich doktorów, nie ma przepisu, nic nie jest pewne i dane raz na zawsze. Co wiedzieli bardzo dobrze nasi ojcowie, ale i tak próbowali układać sobie życie po swojemu. Przeproś i daj Boże – nie ma, nie było i nie będzie. Choćby człowiek się zmusił, ustawił najlepiej jak tylko potrafi, przygotował na ewentualne niespodzianki, to i tak los ostatecznie przyniesie zupełnie inne niż oczekiwane fanty. Bieda przypiliła tym razem naszą solistkę nie na żarty, gdy zdesperowana obwieszcza światu, że potrzeba jej chłopa. Już, teraz, zaraz, natychmiast. Z katalogiem, co zrozumiałe, najbardziej pożądanych zalet. Po pierwsze, żeby wreszcie był. Przyszedł elegancki, urodny, dobry, opiekuńczy i pracowity. To najważniejsze, bo przy takim mężu życie zawsze jak w Madrycie. Takie, że nie wylewa się łez na podołek tylko chce się żyć. Po drugie, żeby nie pił i nie bił. Nie psiajucha co to czerwony od gorzały nos trzyma cięgiem w szklance, jak wróci na gumno to bełkocze w amoku, że go zrozumieć nie sposób. Bez ciężkiej ręki, którą bez zdania racji przyłoży tak, że na bezchmurnym niebie widać wszystkie gwiazdy. Tylko taki akuratny, w sam raz. Dobrej matki syn, szlachetne panisko z którym wszystko poukłada się elegancko jak słoma w stodole. No niech już ten grom z nieba padnie, niech się los odmieni. Na lepszy, zdecydowanie lepszy od samotności nie do wytrzymania. Podobno takie chłopy gdzieś tam są, żyją i nic tylko czekają na odpowiednie partnerki. Kto wie, może oni, te chłopy też sterczą przed chałupą, pazurami się po łepetynie drapią i też wykrzykują do nieba swoje modły? O dobrą żonę? Kobitę nie latawca, nie niemotę co jak gotuje ziemniaki to garnek przypali? Nie o taką także, która chociaż ślubna, to nic innego w głowie nie ma, tylko kudłate myśli jak tu się z zagrody wyrwać do innego. Nie ładniejszego czy lepszego od swojego, ale obcego chłopa? No niechby już wreszcie był, ten mój, ten jeden chłop – rozmarzyła się kobita. A, niechta się pojawi pod furtką, to już ją tam przypilnuję myśli dreptając z nogi na nogę chłopina. Jak to w życiu, które co każdy wie, i tak toczy się wytartymi koleinami.
POSŁUCHAJ FELIETONU RYSZARDA BISKUPA:
„Wyszłam na górę” – śpiewa Helena Wielińska z kapelą Ryszarda Wielińskiego
Wyszłam ja na górę, spojrzałam do nieba,
Jezusie zlituj się, chłopa mi potrzeba!
Jezusie zlituj się, chłopa mi potrzeba!
Wesoła nowina na buku buczyna,
Dej mi Boze dostać, dobrej matki syna,
Dej mi Boze dostać, dobrej matki syna.
Żeby mnie nie bijol, gorzołki nie pijoł,
Po karczmach nie chodził i innych nie zwodził,
Po karczmach nie chodził i innych nie zwodził.