Na polskiej wsi przez wieki praktykowane były wyzwoliny kosiarza. Był to radosny obrzęd, w czasie którego młody kosiarz stawał się pełnoprawnym członkiem społeczności żniwiarskiej. Zwyczaj ten można było oglądać podczas Święta Chleba w Tokarni.
– Wyzwolenie kosiarza jest to dopuszczenie młodego kosiarza do koszenia wspólnie ze starymi kosiarzami. To inaczej egzamin czeladniczy dla praktykanta. Taki kosiarz musiał zdać przeróżne testy np. z koszenia trawy tępą kosą, ze znajomości budowy, ostrzenia czy klepania kosy – mówił Janusz Adach, który brał udział w inscenizacji.
Zabawa żniwiarzy zaczynała się po dniu pracy, w trakcie którego młody kosiarz, zwany wtedy „wilkiem”, udowadniał, że potrafi posługiwać się kosą i jest gotowy do pracy przy żniwach. Później tak udekorowanego w roślinne powrósło i wieniec, kosiarze i muzykanci prowadzili w pochodzie do domu gospodarza, gdzie młodemu „wyzwoleńcowi” dawano frycówkę, czyli płatano mu różne figle. W niektórych regionach kraju „wilka” od frycówki mogła uwolnić jedna ze żniwiarek, zarzucając na niego białą chustkę.
Z okazji „wykupienia” jeden z kosiarzy przeważnie wygłaszał humorystyczną mowę okolicznościową, a potem wyzwolony kosiarz zapraszał wszystkich do karczmy na poczęstunek. Od czasu wyzwolin, kosiarz mógł pełnoprawnie uczestniczyć w zbiorach, ale nie mógł być przodownikiem. Zwyczaj ten rozpowszechnił się w XVII wieku wraz z użyciem kos w trakcie żniw.
Jak mówił Janusz Adach na naszej wsi w żniwach uczestniczyły całe rodziny. – Byli kosiarze, odbieraczki i dzieci, które zbierały starannie wszystkie źdźbła zboża. Najpopularniejszym zbożem było żyto, które najpierw żęto sierpem. Kosa wkroczyła na pola dopiero na przełomie XIX i XX wieku. Zastępowanie sierpów przez kosy napotykało na opór zwłaszcza ludzi starszych, którzy nie mogli pogodzić się z tak gwałtowną przemianą zbioru zbóż.