O obyczajach i obrzędach obecnych w życiu mieszkańców świętokrzyskiej wsi opowiadała w Miejskim Centrum Kultury w Skarżysku-Kamiennej kulturoznawca, etnolog i folklorystka, dr Alicja Trukszyn. Był to 12, ostatni w 2024 roku spacer historyczny z cyklu „Chodźmy w miasto”, organizowany przez skarżyskie centrum.
Spacery historyczne to jest to, co skarżyszczanie lubią najbardziej. W ostatnich dniach grudnia 2024 przygotowano dla nich niespodziankę – spotkanie z kulturoznawcą, etnologiem i folklorystką, dr Alicją Trukszyn. Mówiła o obyczajach i obrzędach obecnych w życiu mieszkańców świętokrzyskiej wsi, opartych na zakazach i nakazach. Na spotkanie przyszło bardzo wielu skarżyszczan i mieszkańców okolic.
Jak opowiadała etnolog, tradycje ostatniego dnia w roku są głęboko zakorzenione w naszym regionie. Podobnie jest ze zwyczajami kultywowanymi zwłaszcza na świętokrzyskiej wsi dotyczącymi Nowego Roku.
Zgodnie z tradycją, w wigilię Nowego Roku gospodarze odwiedzali się i składali sobie życzenia. Spotykali się także z sąsiadami w karczmie i wspólne oczekiwali na Nowy Rok. Powszechnie wierzono, że 1 stycznia decydował o całym roku, zgodnie z przysłowiem: „Jaki Nowy Rok, taki cały rok”. Nowy rok sprzyjał wróżbom i działaniom mającym zapewnić zdrowie, dostatek, urodzaj i szczęście. Starano się spędzić go w zgodzie i radości, aby cały rok był szczęśliwy i wesoły. Należało wstać wcześnie rano, aby zapobiec ospałości i lenistwu, umyć się w misce zimnej wody ze srebrnym pieniądzem na jej dnie – dla zdrowia i urody. Na Kielecczyźnie myto się tak i w Wielki Piątek (wtedy miało to leczyć z świerzba i innych chorób skóry). Zimna toaleta w Wigilię i w św. Szczepana miała dodawać urody. W Nowy Rok – była dobrą wróżbę na bogactwo.
– Chłopcy na jutrznię jechali saniami, czasem konno. W ręku trzymali bicze. Strzały z bicza miały odpędzać licho. Kto nie dojechał na jutrznię, szedł albo jechał do kościoła na sumę o godzinie 12. W niektórych wsiach fornale dworscy, synowie gospodarscy i parobkowie oraz przebierańcy noworoczni witali Nowy Rok głośnym strzelaniem z batów na wiwat i aby wystraszyć zło. Wierzono także, że zależnie od tego, jaki gość pierwszy przyjdzie w Nowy Rok w odwiedziny, taki będzie już cały rok. Mężczyzna wróżył powodzenie, kobieta zaś kłopoty, kłótnie i swary. Mówiono, że jeżeli do domu z życzeniami zawita jako pierwszy młody chłopak, to cały rok będzie obfity, szczęśliwy, a w gospodarstwie będą się rodzić byczki i baranki. Jeśli w domu była panna na wydaniu, to w nadchodzącym roku męski gość zwiastował kawalera. Natomiast jeśli pierwsza przyjdzie kobieta – urodzą się jałówki i owce, kury się będą niosły, ale rok w rodzinie będzie pełen kłótni. Zwłaszcza, jeśli przyjdzie przed wysypaniem kurom ziarna. To wróżyło słabe ich niesienie się. Kobiety robiły więc wszystko, by przed tą czynnością czy w jej trakcie, żadna z sąsiadek nie zaczepiła ich i nie weszła na teren domu. Wysypywały więc ziarno bardzo wcześnie rana. Złowróżbne było nie tylko przekroczenie progu chaty. Wystarczyło, że przeszła przez wrótnię na teren podwórka – opowiadała dr Alicja Trukszyn.
Wszyscy mieszkańcy wsi Ziemi Kieleckiej szli gromadnie do kościoła na sumę, w najlepszych ubraniach – aby oszukać biedę, z gałązkami choiny zielonej zatkniętymi za pasem lub zawiązanymi w fałdach ubrania, a po powrocie z kościoła zatykali owe gałązki za belki sufitu, tym zapobiegając czarom i złym urokom. Wierzono, że kiedy zasiadano do śniadania w Nowy Rok na stole powinien leżeć duży, nie napoczęty bochenek chleba, aby go i innego jadła nie brakowało przez cały rok. Rozpoczynanie bochenka było symbolicznym zaczynaniem od nowa. Musiał mieć nienaruszoną skórkę, nie wolno było wykorzystać chleba napoczętego w poprzednich dniach.
Z tych samych względów przyrządzano obfity noworoczny obiad. Nie przypominał absolutnie naszych dzisiejszych wystawnych posiłków. Tradycyjną świętokrzyską potrawą noworoczną był wówczas rosół z baraniny z ziemniakami, flaki z kaszą i suto kraszona kapusta z grochem, chleb i ciasto domowego wypieku oraz piwo lub okowita, do tego było mięso i słonina ze świni zabitej późną jesienią.
– W Nowy Rok wróżono „meteorologiczne”. Były to wróżby zamknięte w przysłowia: „Na nowy rok pogoda, będzie w polu uroda”; „Jak nowy rok jasny i chłodny – cały roczek pogodny i płodny”; „Jaki nowy rok, taki cały rok”; „Jak na Nowy Rok jasno, w gumnach będzie ciasno”; „Kiedy styczeń najostrzejszy, tedy roczek najpłodniejszy”; „Jak Nowy Rok mglisty, zjedzą kapustę glisty” – mówiła Alicja Trukszyn.
Jak opisuje świętokrzyskie pożegnanie starego roku Zygmunt Gloger w Wędrowcu Świętokrzyskim: „Lud żegna rok stary i wita nowy z wielką wesołością. Chłopcy i dziewczęta czynią sobie psoty wzajemnie. Zamazują szyby gliną, wciągają na dymnik bronę, lub drzwi chaty pniem zakładają, żądając okupu za usunięcie jego, kradną rzeczy i za wykup sprawiają ucztę wspólną […] podkowa – pójdzie za rycerza; tej habit – zostanie mniszką; innej wieniec – przepędzi rok w panieństwie; tamtej krzyż – to najsmutniejsza wróżba… mogiły. Wybiegają przed dom nabrawszy w warzęchę lemieszki (porka-potrawa z rozgotowanych ziemniaków) i słuchają psów dalekiego szczekania: z której strony ono doleci, z tej młodzian w zaloty przybędzie. Jeżeli słychać z dwóch stron, to podwójne przybędą swaty: jeżeli cicho wszędzie, to rok przeminie w panieństwie. Zapalają lekkie wiechotki lnu, u której w górę wzleci, ta wysunie się za mąż niebawem”.